Szlakiem i doliną z nosidłem na plecach

Postanowiliśmy wybrać się na naszą pierwszą wyprawę w góry z naszym kilkumiesięcznym dzieckiem. Na szczęście trafił nam się bardzo grzeczny i spokojny egzemplarz, bardzo pozytywnie znoszący wszystkie dotychczasowe krótkie wycieczki.

Przygotowania do pierwszej wycieczki – nosidło na plecy i w drogę!

turystyczne nosidłaPrzede wszystkim stwierdziliśmy z żoną, że musimy się porządnie wyposażyć. Mieliśmy chodzić po górach, więc przede wszystkim poszliśmy obejrzeć turystyczne nosidła. Jeśli miałem nosić tego brzdąca na plecach cały dzień to potrzebowaliśmy czegoś naprawdę wygodnego, po czym nie wysiądą mi plecy. Albo żeby brzdąc nie zaczął po piętnastu minutach drogi nie zaczął płaczem domagać się powrotu. Wybraliśmy nosidło, które jeszcze miało po bokach kieszonki na butelkę i podstawowe rzeczy, które musieliśmy ze sobą zabrać, żeby do plecaka żony wcisnąć jeszcze jakieś przekąski i wodę dla nas samych. Drugim krokim było wybranie miejsca spania – tym razem zamiast schroniska, mały motelik blisko szlaku i sklepu. Wybraliśmy Bieszczady, bo są stosunkowo niskie, no i byliśmy w nich już kilka razy, więc mogliśmy też zaplanować trasę z odpowiednią ilością postojów i do tego nie forsującą. Wcześniej zawsze podróżowaliśmy bez bagażu, więc trochę się obawiałem, czy poradzę sobie fizycznie. Nie jestem typem człowieka chodzącego na siłownię i ćwiczącego cardio przynajmniej raz w tygodniu. Nieco paranoicznie-pesymistycznie na wszelki wypadek zorientowaliśmy się też, gdzie znajduje się najbliższy szpital. Nigdy nie wiadomo, co może się stać, lepiej nie kusić losu. Wybraliśmy też do podróży samochód, mimo że jazda własnym pojazdem po Bieszczadzkich drogach to koszmar. Jednak jest on bardzo przydatny.

Zaopatrzeni w mapę, zapakowaliśmy się do bagażnika naszego jeżdżącego złomu i wyruszyliśmy przed siebie. Trasa jest męcząca, ale póki co przebiega zgodnie z planem. Zobaczymy, jak będzie dalej.